Lawendowa sesja pod Warszawą z instamamą Lili Antoniak
Lawenda… roślina, o obłędnym kolorze i jeszcze wspanialszym zapachu. Uspokaja, cieszy oko. Nic dziwnego, że w Polsce coraz chętniej zakładane są lawendowe pola! Trzy lata temu miałam okazję zrobić sesję na plantacji Lawendowe Pole na Mazurach – nie sądziłam wtedy, że te piękne, pełne fioletu tereny można znaleźć też… pod Warszawą! Szukałam, sprawdzałam, jeździłam. W końcu znalazłam! Poletko ok. 50 kilometrów od Warszawy. Jak to się stało, że powstała tam lawendowa sesja z Lili Antoniak? Lili to znana na Instagramie mama, kiedyś zaczęłyśmy tam ze sobą pisać, wymieniać krótkie komentarze – już nawet nie pamiętam, kto pierwszy się odezwał. Od słowa do słowa… okazało się, że Lili zawsze marzyła o zdjęciach w lawendzie ze swoją córeczką, Aleną.
Idealny zbieg okoliczności
Idealnie się złożyło, bo ja właśnie znalazłam wymarzone, lawendowe miejsce! Po krótkiej chwili miałyśmy już wszystko zaplanowane, pozostało czekać do dnia spotkania. Kiedy zobaczyłam dziewczyny, oniemiałam! Nie dość, że pięknie ubrane pod kolor kwiatów, to jeszcze tak wspaniale współpracujące na sesji, ach 🙂 Marzenie fotografa… Dogadywałyśmy się naprawdę idealnie, w związku z tym… niedługo potem spotkałyśmy się jeszcze raz. Tym razem na sesji plenerowej w innej scenerii. Jeśli chcecie zobaczyć, gdzie tym razem się umówiłyśmy, to koniecznie przeczytajcie wpis do końca. Z pewnością się nie zawiedziecie!
Mała Alenka świetnie bawiła się na sesji! Spójrzcie na jej miny, jedna lepsza od drugiej 🙂 Uwielbiam!
Sesja odbyła się późnym wieczorem – większość plantacji była już w cieniu, ale jednocześnie na dziewczyny padały ostatnie złote promienie słońca. Tak zwana złota godzina! Spójrzcie na tę piękną poświatę na włosach.
Moje modelki były na sesji tak naturalne, po prostu… cieszyły się sobą, tą chwilą. Tak właśnie powstają najpiękniejsze kadry – kiedy czasem prawie zapominacie o tym, że gdzieś obok jest fotograf i robi zdjęcia. Do tego lawenda jako tło = przepis na fantastyczne kadry.
Pisałam już o minach Alenki? 😉
Poniżej lawendowa wróżka, z profesjonalną różdżką! Jakie macie życzenie? Prośby proszę składać do Alenki 🙂
Mama sama na zdjęciach? Bez dziecka? Oczywiście, czemu nie!
Ostatni lawendowy kadr to mój ulubiony. I może nie ma idealnej ostrości, bo robiło się już ciemno, ale… czy to takie ważne? Czasem od perfekcyjnych parametrów ważniejsze są emocje, które niesie dane zdjęcie.
Tak jak pisałam na wstępie, z Lili i Alenką spotkałam się pod koniec lipca jeszcze raz. Tym razem… na polu słoneczników pod Warszawą (Konstancin-Jeziorna). Jak Wam się podoba takie kolorystyczne przeciwieństwo lawendy? Też świetne, prawda? 🙂
Czerń i biel czy kolor?
Kojarzycie bohaterkę moich zdjęć z Instagrama lub Facebooka? Lili, a tak naprawdę Aga :), w przezabawny sposób parodiuje codzienność mam i zyskuje coraz większe grono obserwujących ją osób. Podziwiam ją za jej optymizm, kolor, dystans do siebie! Jeśli nie znacie tej zwariowanej dziewczyny, zerknijcie tutaj – Lili Antoniak.
Szkoda, że lawenda czy słoneczniki kwitną zawsze tak krótko, przydałyby się chociaż dwa miesiące, żeby pomieścić wszystkich chętnych na takie sesje! Bardzo żałuję, że w tym sezonie musiałam wielu osobom odmówić lawendowych kadrów – za rok z pewnością zarezerwuję na plantacji więcej miejsc:)
Jeśli chcecie zobaczyć przykład mojej innej sesji plenerowej mamy z córeczką, w kolorach musztardowych – zapraszam tutaj: Sesja Amelki z mamą. Wpadnijcie też na mój Instagram, gdzie regularnie publikuję nowe kadry!